Nowa Zelandia i Tolkien

Śródziemie do góry nogami,[1] czyli Nowa Zelandia i Tolkien

Twórcom „Władcy Pierścieni” udało się uchwycić w swym filmie niezwykły charakter i magię. Tak jak magia książki jest zupełnie odrębną kwestią, niezaprzeczalną i wyjątkową, tak wszystko to, co udało się przenieść z książki na ekran kinowy, jest absolutnie niezwykłe. Krajobrazy, które obserwujemy w filmie Jacksona, istnieją naprawdę, nie są stworzone komputerowo. Pierwotnie wymyślone przez Tolkiena baśniowe krainy świata fantasy, czyli lasy nieśmiertelnych elfów, bezkresne pola i lasy królestwa Rohanu, niezbadane kopalnie krasnoludów czy mroczna kraina Mordoru – wszystko ma swoje miejsce w realnej rzeczywistości…

„Nowa Zelandia to prawdziwe Śródziemie. Posiada każdą formację geologiczną i każdy typ krajobrazu, jaki można sobie wyobrazić” – takimi słowami Nową Zelandię określił Elijah Wood, który w trylogii „Władca pierścieni” grał rolę Frodo Bagginsa.

Aby stworzyć dla trylogii Władca Pierścieni prawdziwe Śródziemie, filmowcy stanęli przed nie lada wyzwaniem. Swoją Arkadię znaleźli na Południowym Pacyfiku, po drugiej stronie Linii Zmiany Daty, w Nowej Zelandii, której pierwotne i dzikie krajobrazy wciąż pozostają prawie nietknięte żadnym piętnem współczesnej techniki.

W Nowej Zelandii, tak jak w Śródziemiu, wznoszą się wysokie góry i ścielą zielone falujące wzgórza. Peter Jackson wraz ze swoim zespołem szukał na obu wyspach najpiękniejszych, ukrytych rejonów. Ogromna różnorodność krajobrazów pozwoliła odtworzyć dla trylogii takie plenery jak Hobbiton, Bree, Rivendell, Moria, Rohan i Gondor. Wszystkie one pojawiają się w Drużynie Pierścienia. Nawet aktywność wulkaniczna Nowej Zelandii przydała się – dzięki niej stworzono ognistą Górę Przeznaczenia, gdzie Sauron wykuł Pierścień. Od niezwykłych pasm górskich Queenstown po pustynie Tongariro, każdy wyjątkowy i odległy plener stawał się domem dla aktorów i liczącej setki osób ekipy.

Sceny filmu kręcono na obu wyspach – Północnej i Południowej. Studio filmowe mieściło się w Weta w Wellington – to tu ilustratorzy, kostiumolodzy i wielu ludzi zaangażowanych w projekt spędzało długie miesiące, tworząc rzeczywistość Śródziemia.

Nic więc dziwnego, że kiedy zapadała decyzja o zekranizowaniu kolejnej powieści Tolkiena „Hobbit”, postanowiono raz jeszcze skorzystać z malowniczych krajobrazów Nowej Zelandii. I tu pojawiły się problemy. Realizacja filmu w Nowej Zelandii stanęła jednak pod znakiem zapytania, gdy wybuchł spór między Jacksonem, a związkiem zawodowym aktorów. Wytwórnia poinformowała więc, że będzie szukać miejsca na plan zdjęciowy poza Nową Zelandią. Zdaniem ekonomistów, mogło to kosztować miejscową gospodarkę stratę nawet 1,5 mld dol. Stawka była bardzo wysoka, więc sprawą postanowił zająć się sam premier Nowej Zelandii – John Key. Po dwudniowych negocjacjach z przedstawicielami wytwórni oświadczył, że rząd osiągnął porozumienie z Warner Bros. i warta 500 mln dolarów superprodukcja nakręcona zostanie w Nowej Zelandii.

 

 

 

 



[1] Down under, czyli do góry nogami – w ten sposób potocznie mieszkańcy półkuli północnej odnoszą się do mieszkańców Antypodów, czyli między innymi Australii i Nowej Zelandii.