Nareszcie horyzont

2305/11

Do końca ostatniego etapu regat Velux 5 Oceans w La Rochelle pozostało Gutkowi jeszcze około 1600 mil morskich. Już za tydzień Polak powinien dotrzeć na metę.

Po trzech dniach spędzonych w gęstej i zimnej mgle, Gutek znowu zobaczył horyzont. „Jeszcze jeden dzień w takich warunkach, a  nabawiłbym się klaustrofobii na bezkresnym obszarze oceanu. Jedyne, co było widać to dziób jachtu. Czasami mgła była tak gęsta, że nie widziałem topu masztu. Przez ostatnią dobę naliczyłem 17 statków na ekranie radaru. Wszystkie  w odległości do trzech mil od OPERON RACING. Fajnie, że mamy takie urządzenie na jachtach do pomocy w żegludze we mgle, bo bez tego byłby to chyba ciągły stan przedzawałowy” – śmieje się Gutek. Oprócz radaru zawodnicy mają też AIS (System Automatycznej Identyfikacji), niestety nie jest on jeszcze wystarczająco powszechny. „Musi upłynąć jeszcze parę lat, by wszystkie pływadła na ziemi miały choć nadajnik tego systemu – wtedy będzie więcej pewności, że nic nas nie staranuje. Dobrze, że mamy XXI wiek” – dodaje Polak.

Przez cały weekend Gutek utrzymywał dobrą średnią prędkość w wyścigu i szybko dogonił pozostałych zawodników. Prognoza pogody przewiduje na następne dni wzrost prędkości wiatru z ostrego baksztagu. To niestety nie będą najlepsze warunki dla OPERON RACING. Jednak żeglarz cały czas płynie dzielnie do przodu, zatem wszystko jeszcze może się zdażyć.

„Wczoraj w odległości ok. 30 Mm mijałem Halifax i pomyślałem sobie, że Derekowi musi być ciężko. Po tak długim czasie mija swój dom o rzut kamieniem i nie może się zatrzymać. Na pewno nie jest to przyjemne uczucie. W przeciwieństwie do mnie i pewnie Chrisa – nas cieszy kierunek Europa” – powiedział Gutek.

Polak śmieje się, że nie ma o czym pisać, bo przez mgłę nic nie mógł dostrzec. „Wielorybów też nie było widać, chociaż z jednym się zderzyłem. Całe szczęście, że prędkość OPERON RACING wynosiła wtedy tylko 8 węzłów, a po uderzeniu spadła do dwóch. Dzięki temu obyło się bez uszkodzeń. Potwór też się nie wynurzył” – śmieje się żeglarz.

Polak miał już jednak niezapowiedzianą wizytę na pokładzie. Do jego kabiny wleciał mały kolorowy ptaszek przypominający nieco sikorkę. Niezapowiedziany gość wyleciał po paru sekundach przez drzwi i usiadł na relingu. Spędził tam jeszcze kilka minut, zregenerował siły i pofrunął w dalszą drogę. Kto wie, może jeszcze spotkają się z Gutkiem na trasie.