Kilka słów o kibicowaniu

fot. marinalife.com

Wszędzie tam gdzie dzieje się coś nieprzeciętnego, wykraczającego poza możliwości i przyzwyczajenia zwykłych zjadaczy chleba, pojawiają się ludzie, którzy pragną wspomóc trud podejmowany przez śmiałków, którzy odważyli się przekroczyć granice własnych możliwości.

Kibic jest zawsze tam, gdzie dzieje się coś pasjonującego i nieoczywistego. Z tym, że dla różnych ludzi pasjonujące może być co innego – stąd obecność kibiców na wydarzeniach o różnym charakterze: od widowiska sportowego takiego jak mecz piłkarski na najwyższym poziomie, po zmagania w przeciąganiu liny zorganizowane podczas grilla u sąsiadów. Wszędzie tam kibice wyrastają jak grzyby po deszczu. Wstają z krzesełek, wyciągają trąbki, albo odkładają przekąszaną kiełbaskę i krzyczą z całych sił wspierając „swoich”. I nie jest prawdą, że kibicem się jest przez cały czas, że nosząc szalik w barwach klubowych już jest się kibicem, niejako z urzędu. Owszem przynależy się do grupy identyfikującej się z klubem, przebywa się w towarzystwie podobnie czujących i patrzących na świat przyjaciół, ale nie jest się przecież kibicem w oderwaniu od wydarzenia, któremu się kibicuje. Kibicem jest się w momencie kibicowania. Innymi słowy: młody człowiek ubrany w klubowe barwy drużyny piłkarskiej idący ulicą, kibicem nie jest, natomiast babcia, która dopinguje swojego wnuczka w zawodach szkolnych o Puchar Strusia Pędziwiatra jest kibicem w pełnym tego słowa znaczeniu!

A komu kibicujemy? Tym, którym dobrze życzymy. Tym, z którymi się identyfikujemy. Tym, którzy nam zaimponowali. Tym, którzy są teoretycznie słabsi. Tym, którzy porwali się na coś szalonego i niebezpiecznego. A także tym, którzy o to proszą. To ostatnie można zaobserwować na przykład na zawodach lekkoatletycznych, kiedy skoczek wzwyż, albo zawodnik innej dyscypliny, prosi publiczność o wsparcie poprzez rytmiczne klaskanie. W rytm tych oklasków podejmuje próbę i bywa, że rzeczywiście i dosłownie jest niesiony brawami w górę ponad poprzeczkę i osiąga sukces. Czy pomogli mu kibice, czy też wieloletnie treningi i ciężka praca? A może wieloletnia praca, jaką wykonuje sportowiec potrzebuje jeszcze czegoś dodatkowego – wsparcia, akceptacji, bezinteresownego zainteresowania innych. Mówi się „razem raźniej”, albo „we wspólnocie siła”. Jak się okazuje nie są to tylko frazesy, ale rzeczywiste wartości, które okazują się niezbędne do osiągnięcia najwyższych celów.

Co było pierwsze: jajko czy kura? Kto był pierwszy: kibic czy sportowiec? Żeby odpowiedzieć na to pytanie (a właściwie żeby na nie i tak nie odpowiedzieć), trzeba by cofnąć się w głąb ewolucji biologicznej. Albo przynajmniej spojrzeć wstecz na rozwój form więzi społecznych w rodzinach, grupach ludzkich, plemionach, grupach etnicznych i narodowych. Silną motywacją do wspierania „swoich” jest więź biorąca się z przynależności do tej samej grupy, ale wydaje się, że kibicowanie przekracza tę jasno wyznaczoną zależność. Przecież kibicem można się stać przypadkiem, na chwilę, nie znając osoby, której kibicujemy. Alain Robert, człowiek – pająk, który wchodzi na najwyższe szklane budynki na świecie, robi to na oczach przypadkowych przechodniów, którzy przystają, patrzą ze strachem i podziwem, i kibicują mu z całych sił! Dlaczego? Bo jest odważny, bo przekracza ludzkie możliwości, bo imponuje? Tak, ale przede wszystkim dlatego, że jest jednym z nas. Jednym z nas – ludzi.